W Ignasiowej biblioteczce królują całokartonowe książeczki, bo mój dwulatek jest jeszcze na tyle nieuważny, że mógłby niechcący (lub chcący, ot dla zabawy) podrzeć zwykłe papierowe tomiki. Mamy w domu tyle najróżniejszych tytułów, że czasami wydaje mi się, że już nic mnie nie zaskoczy. A później Nasza Księgarnia wypuszcza kolejne nowości, a my oglądamy kartonowe cuda z opadniętą szczęka. I tak właśnie było tym razem. A w dodatku zwijaliśmy się ze śmiechu, bo w trakcie lektury „Nie bój się i pocałuj mnie!” Nastji Holtfreter oraz „Co oni robią?” Artura Gulewicza nie da się zachować powagi.