Trzy wyprawkowe hity
Szykując wyprawkę dla
pierworodnego można zwariować. Hormony buzują, a firmy produkujące
dziecięcej akcesoria wmawiają przyszłej mamie, że nie da sobie
rady bez tych wszystkich gadżetów i dupereli, które kosztują
majątek. Ewentualnie obiecują, że z ich produktami macierzyństwo
będzie usłane różami. Na wszelakich blogach parentingowych
również znajdziemy mnóstwo wyprawkowych porad, reklam i akcji
promocyjnych, z których możemy się dowiedzieć, że miś
kosztujący 200 zł i pudełko na pieluszki za 150 zł są niezbędne
do prawidłowego rozwoju niemowlęcia. Koszmar!
Najczęściej rzeczywistość jest
zupełnie inna od naszych wyobrażeń i to codzienne życie
weryfikuje potrzeby mamy i dziecka. Nawet kwestia ubranek jest sprawą
indywidualną, bo to co sprawdza się u jednej mamy, u innej może
okazać się totalnym niewypałem. Przykładem niech będą
kaftaniki, które w pierwszych miesiącach sprawdziły się u mnie
doskonale i nie wyobrażam sobie, że mogłabym je pominąć, bo ich
zakładanie było szybkie i łatwe, a przez to radziłam sobie z nimi
zdecydowanie lepiej niż z bodziakami. Natomiast na jakimś blogu mamy dyskutowały o tym co to są kaftaniki,do czego służą i kto je jeszcze dziś kupuje, bo to przecież zbędny element dziecięcej garderoby. Dlatego moim zdaniem nie
ma jednej, słusznej i uniwersalnej listy rzeczy, które muszą
znaleźć się w wyprawce. Ze swej strony nie chcę nikomu niczego wmawiać,
a jedynie pokazać co w moim przypadku sprawdziło się najbardziej.
-
Podgrzewacz do butelek
Podgrzewacz kupiliśmy kiedy
okazało się, że Ignasia trzeba dokarmiać butelką. Wcześniej
nawet nie pomyślałam o tym, że podgrzewacz może się przydać.
W jednym z marketów udało nam się dorwać najprostszy model za 50
zł i uważam, że był to najbardziej trafiony zakup w całej naszej
wyprawce. Podgrzewacz działa bez zarzutów do tej pory i nadal jest
w użyciu, choć Ignaś skończył już 14 miesięcy. Nadal muszę
wstawać na nocne karmienia, więc w podgrzewaczu zawsze czeka
przygotowana butelka z ciepłą wodą. Na wezwanie małego głodomora
dosypuje tylko mieszankę i nawet na wpół śpiąco potrafię zrobić
mleko w ciągu 30 sekund. Szybko, sprawnie i z minimalnym wysiłkiem.
-
Organizer na łóżeczko
Długo zastanawiałam się nad tym
jaki organizer na pieluszki wybrać. Oczywiście najbardziej kusił
mnie ten najdroższy (pudełko z uchwytem do noszenia, firmę przemilczę), reklamowany na blogach, ale w końcu uznałam,
że szkoda pieniędzy na taką pierdołę. Ostatecznie postawiłam na
klasyczny, pięciokieszeniowy organizer do powieszenia na łóżeczku.
Produkt polski, ręczna robota, z możliwością wyboru tkanin, z
których został uszyty, więc jak dla mnie opcja idealna. Wybrałam
tańszą wersję z nieco gorszych jakościowo materiałów, bo nie
byłam pewna czy organizer spełni swoją funkcję, ale jest super i
służy nam do tej pory. Pieluszki, chusteczki wigotne, kremik do
pupci zawsze mam w tym samym miejscu, wszystko jest posegregowane i
zajmuje mało miejsca. Jedynym minusem jest faktycznie nie najlepsza
jakość tkanin, bo po kilku praniach widać, że organizer nam się
zużywa, ale myślę, że uda się dociągnąć do końca okresu
pieluszkowego. Najwyżej następnym razem kupię sobie trochę
droższy, a jakościowo lepszy, bo już wiem, że w mojej wyprawce
organizer jest niezbędny.
-
Pieluszki i otulacze bambusowe
Bambusowe pieluszki to dla mnie
prawdziwy hit. Tak mięciutkie i świetne jakościowo, że zwykła
tetra przypomina mi papier ścierny (pieluszek tetrowych tez
używałam, ale te bambusowe są milion razy lepsze). Minusem
bambusowych otualczy jest ich wysoka cena, ale w tym przypadku jakość
wynagradza wszystko. Wybór pieluszek jest ogromny, w większości
cena powiązana jest z firmą, bo jakościowo wszystkie są świetne.
Mamy w domu 6 pieluch w standardowym rozmiarze (75x75) i dwie duże
(100x120 i 120x120). Te mniejsze służą mojemu synkowi głównie
jako przytulanki, bo bez swojej ukochanej pielusi nie zaśnie,
natomiast duże pełną funkcję kocyków i otulaczy. Polecam z
całego serca polską firmę Texpol, bo to ich pieluszki należą do
naszych ulubionych. Po roku intensywnego użytkowania, prania i
prasowanie nadal wyglądają dobrze i nie wstyd ich wyciągać w
miejscach publicznych (a wiem jak potrafią się zeszmacić pieluchy
tetrowe i muślinowe z tańszych firm). Mamy też pieluszki bambusowe
z Motherhood (wzór w rybki), ale te nie są aż tak przyjemne i milusie w dotyku,
choć również warte zakupu (te z Texpola są tańsze - polecam poszukać na allegro, bo są w lepszej cenie niż prosto od producenta), natomiast
jeśli chodzi o duży otulacz z ColorStories, to tutaj najpiękniejszy
jest wzór, bo skład tkaniny nieco psuje całościowy efekt. Nie
jest to 100% bambus, ale mieszanka 60% wiskozy bambusowej i 40%
bawełny. Otulacz w dotyku przypomina zwykłą tetrę i nie jest już
tak fajny i przyjemny jak te typowo bambusowe. Poza tym cena nie
należy do najniższych, więc za te pieniądze lepiej nakupić
tańszych, ale zdecydowanie lepszych pieluszek 100% bambus.
Nie jestem jeszcze mamą, ale chętnie czytam takie ciekawostki. Nie miałam pojęcia o organizerze na łózko, faktycznie przydatny :)
OdpowiedzUsuńNie wyobrażam sobie organizera na łóżeczko . Nie i już. Nasz był większy z półeczką i mieścił wszystko : pieluchy, chusteczki, ciuszki na zmianę. Rewelacja. Ponadto poduszka dla ciężarnych, która potem sprawdziła się idealnie przy karmieniu i nauce siadania.
OdpowiedzUsuńO tak, podgrzewacz do butelek był i naszym hitem :)
OdpowiedzUsuń