Podbierz dziecku książki, czyli dwa tomiki, które warto postawić na swojej półce
Są takie książki, które choć dedykowane dzieciom bez obciachu można postawić na dorosłej półce i chwalić się nimi przed znajomymi. Później pozostaje napawać się pełnymi zazdrości spojrzeniami, a na oczywiste pytanie, które padnie prędzej czy później, odpowiedzieć: „Wybacz, ale z zasady nie pożyczam nikomu moich książek”. Dziś będzie o dwóch takich tomikach. Przed Państwem (fanfary) - „Morze ciche” i „Atlas miast”.
Emilio jest głuchy od urodzenia. Z wiadomych powodów ledwie mówi, ale posługuje się językiem migowym i potrafi czytać z ruchu warg. Poza tym niczym nie różni się od innych małych chłopców. Jednak jego życie nie jest tak beztroskie jak być powinno. A wszystko to wina ojca alkoholika, który nigdy nie zaakceptował niepełnosprawności syna. Stary jest zwyczajnie wredny, wyśmiewa Emilia, pozwala sobie na chamskie żarty i nie przejmuje się tym, że w ten sposób rani swoje dziecko. Na szczęście jest Javier, sąsiad, właściciel sklepiku, który rozumie chłopca bez słów i uczy go w jaki sposób można usłyszeć szum morza.
Historia Emilia jest smutna i piękna jednocześnie. Podczas lektury aż chce się przytulić to nadwrażliwe, skrzywdzone przez los dziecko i ochronić je przed złem tego świata. Chociaż z tym losem to nie do końca prawda, bo chłopca krzywdzi przede wszystkim ojciec. Postać zasługująca na pogardę, choć w pewnym stopniu także na współczucie. Bo czekając na dziecko nikt nie jest przygotowany na jego ewentualną niepełnosprawność. Co więcej nikt takiej opcji nie bierze pod uwagę. I nagle okazuje się, że to wymarzone maleństwo nie jest takie, jak sobie wyobrażaliśmy. Zmierzenie się z chorobą dziecka to naprawdę wielkie wyzwanie. Wszystko trzeba poukładać sobie w głowie, a zaakceptowanie rzeczywistości, na którą nie ma się wpływu jest najtrudniejsze. Ojcu Emilia się nie udało, dlatego jest mi go żal.
„Morze ciche” to piękna, mądra i wzruszająca opowieść o akceptacji, miłości, prawdziwej przyjaźni i dobrych ludziach. Co prawda Jeroen Van Haele napisał ją z myślą o młodszych czytelnikach, ale wydaje mi się, że na dorosłych zrobi dużo większe wrażenie niż na dzieciach. Bo dopiero czytając między wierszami możemy w pełni docenić ogrom emocji zamknięty na niespełna osiemdziesięciu stronach książeczki. Tekstu jest niewiele, co oznacza, że każde zdanie ma tutaj znaczenie. Poetycki język doskonale współgra z minimalistycznymi, ołówkowymi, niemal dziecięcymi ilustracjami autorstwa Sabien Clement, tworząc wyjątkową, chwytającą za serce całość. Bo „Morze ciche” to książeczka idealna do tego, aby na przykładzie Emilia uczyć dzieci wrażliwości, a samemu wzruszać się do łez.
💙💙💙
Jaroen Van Haele, Morze ciche (tyt. oryg. De stille zee), tłum. Jadwiga Jędryas, il. Sabien Clement, wyd. Nasza Księgarnia, Warszawa 2017.
„Atlas miast” stworzony przez Georgię Cherry i Martina Haake to prawdziwe cudo. Ja wiem, że mamy dopiero luty, ale coś mi tu pachnie najlepszą książką dla dzieci opublikowaną w 2017 r. Chociaż łatka „dla dzieci” jest tutaj bardzo krzywdząca, bo gwarantuję, że ten typ publikacji spodoba się wszystkim bez względu na wiek. A teraz konkrety.
W tym nietypowym przewodniku przedstawionych zostało trzydzieści rożnych miast z całego świata. I tak na każdej rozkładówce znajdziemy króciutki, trzy, czterozdaniowy opis wprowadzający w klimat danego miasta, informacja o kraju, języku i populacji, a także polecenie sprawdzające spostrzegawczość czytelnika. Całą resztę „robią” już ilustracje przedstawiające znane i charakterystyczne budynki, sławnych ludzi, pyszne, lokalne jedzenie, miejsca, które warto odwiedzić, rzeczy, które warto zrobić.
Szata graficzna jest obłędna! Rozkładówki przypominają kolarze tworzone z różnych, niekoniecznie pasujących do siebie obrazków, dzięki temu ilustracje przykuwają uwagę, są zadziorne i zabawne. Szalenie podoba mi się też to, że podpisy pod ilustracjami podane zostały w formie poleceń, bo dzięki temu zachęcają czytelnika do działania, a nie tylko bezmyślnego zwiedzania, dreptania za przewodnikiem i cykania miliona zdjęć, których i tak później nikt nie ogląda.
„Atlas miast” prezentuje się fantastycznie! Po lekturze miałam ochotę spakować kilka najpotrzebniejszych rzeczy do plecaka i ruszać w świat, żeby jak najszybciej zobaczyć na własne oczy to wszystko, co pokazali mi Georgia Cherry i Martin Haake. Cóż, póki co muszę zadowolić się „papierowym” zwiedzaniem, choć i ono ma swój niezaprzeczalny urok, wartość edukacyjną, a przede wszystkim sprawia niesamowitą frajdę. Jestem pewna, że bawiąc się z dziećmi w odkrywanie kolejnych zakamarków miast zaprezentowanych w atlasie będziecie mieć ubaw nie mniejszy niż dzieciarnia. Chyba nie muszę dodawać, że następnym razem będziemy zwiedzać Pragę zgodnie z zaleceniami autorów!
Wady? Minimalnie zbyt duży format, przez co książka nie mieści mi się w pionie na półce i przez nią muszę zmodyfikować rozmieszenie innych tomików na regale. Taka techniczna uwaga, bo innych niedociągnięć nie zauważyłam. Dla mnie bomba, dlatego i Wam polecam.
💙💙💙
Georgia Cherry, Atlas miast (tyt. oryg. City Atlas: Travel the World with 30 City Maps), tłum. Anna Garbal, il. Martin Haake, wyd. Nasza Księgarnia, Warszawa 2017.
Moich przedszkolaków mogłabym tym zainteresować :)
OdpowiedzUsuńFantastyczne! Będę o nich pamiętać...
OdpowiedzUsuń"Atlas miast" ma rzeczywiście nietypowy format... Mnie tak czy siak wystaje poza krawędź regału :P
OdpowiedzUsuń"Atlas miast" marzy mi się już od jakiegoś czasu, chyba sama ją sobie kupię :D
OdpowiedzUsuńPrzepiękne!!!
OdpowiedzUsuńFantastyczne książeczki, chętnie bym je widziała na swojej półce :)
OdpowiedzUsuń