Ubaw po pachy, czyli Mo Willems – mistrz literatury dziecięcej
W wieku 28 lat odkryłam
dla siebie nowego mistrza literatury dziecięcej. Dwie, zupełnie
niepozorne książeczki wywróciły mój świat do góry nogami. Nic
tak dobrego, oryginalnego i zabawnego już dawno nie czytałam. Mamy
dopiero lipiec, a ja już wiem, ze to będą książki roku z gatunku
literatura dla dzieci. Nie wiem kto mógłby odebrać Mo Willemsowi
koronę, chyba jedynie zmartwychwstały Tuwim, ale jestem przekonana,
że długo nie trafię na nic równie genialnego.
„Złamałem trąbę”
i „Mieszkamy w książeczce” to tytuły, na które pewnie nie
zwróciłabym uwagi, gdyby samowolnie nie wdarły się do mojego
domu. Bo żyję w przekonaniu (błędnym jak się okazało), że
fajna książeczka dla najmłodszych musi mieć fantastyczne
ilustracje. A te u Mo Willemsa są wyjątkowo ubogie. Bo czy obrazki
przedstawiające zaledwie parę głównych bohaterów i nic poza tym
mogą być dla dzieci atrakcyjne? Słoń i świnka na białym tle?
Nie, to nie może się udać. A jednak w bajkach Mo Willemsa
rozchodzi się głównie o treść, którą dopełniają
minimalistyczne ilustracje samego autora.
W książeczce
„Złamałem trąbę” słoń Leon opowiada swojej przyjaciółce
śwince Malince o tym jaka spotkała go straszna przygoda. Otóż
Leon złamał sobie trąbę! Jak do tego doszło? Według słów
samego poszkodowanego „To długa i pokręcona historia”. I
faktycznie zaczyna się od zabawy z hipciem, a kończy… Nie, tego
zdradzić nie mogę, ale gwarantuję, że będziecie zaskoczeni! Ja
niemal popłakałam się ze śmiechu, a chwilę później, po
ponownej lekturze chichrała się już cała rodzina.
Z kolei w tomiku
„Mieszkamy w książeczce” Malinka i Leon orientują się, że są
bohaterami bajki i zamieszkują książeczkę, którą aktualnie
czytamy! Bohaterowie przeżywają szok, ale szybko wpadają na
genialny pomysł jak wykorzystać tę sytuacje i trochę sobie z nas
pożartować.
Dowcip Mo Willemsa
bazuje na żartach sytuacyjnych. O tym, że Leon w przeciwieństwie
do wyluzowanej i rozbrykanej Malinki wszystkim się przejmuje i
zadaje dużo pytań dowiadujemy się z odwrotu okładki, bo poza
konkretną akcją autor pomija wszelkie detale i ozdobniki. Nie
próbuje czarować czytelnika, przedłużać opowieści dodatkowymi
opisami, ale stawia na szybką, dynamicznie rozgrywającą się
scenkę. I to wystarcza, bo w krótkiej wymianie zdań między
bohaterami jest wszystko. Oryginalny pomysł i świetny dowcip.
Poczucie humoru pan Willems ma genialne i nawet przy ponownej (i
jeszcze kolejnej, i jeszcze, i jeszcze…) lekturze ten sam żart
wciąż bawi, a czytelnik (a przynajmniej ja) nie może wyjść z
podziwu, że coś tak prostego może robić tak gigantyczne wrażenie.
Krótko mówiąc
zakochałam się w słoniu Leonie i śwince Malince! Mam nadzieję,
że książeczki z ich przygodami będą ukazywały się regularnie,
bo panie Willems i szanowna Babarybo ja proszę o więcej! Więcej
zabawy, humoru i lekkiego dowcipu! Ja swój apel wystosowałam, a Wy
marsz do księgarni po te dwa tomiki. Gwarantuję, że nie będziecie
żałować! Tym bardziej Wasze dzieci :-)
★★★
Mo Willems, Mieszkamy
w książeczce (tyt. oryg. WE ARE IN A BOOK!), tłum.
Marta Tychmanowicz, wyd. Babaryba, Warszawa 2015.
Mo Willems, Złamałem
trąbę (tyt. oryg. I BROKE MY TRUNK!), tłum. Marta
Tychmanowicz, wyd. Babaryba, Warszawa 2016.
Haha, faktycznie fajne książeczki, chętnie bym do nich zerknęła :)
OdpowiedzUsuńBędę o nich pamiętać przy następnej wyprawie do księgarni :)
OdpowiedzUsuńUrokliwe :)
OdpowiedzUsuńRzeczywiście nie zawsze bogate obrazki muszą być kwintesencją idealnej książki :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
matkapolka89
Dla ilulatków te książeczki będą najlepsze? 2-3?
OdpowiedzUsuńWydaje mi się, że dwulatki nie załapią żartu, bo humor jest jednak dla nieco starszych dzieci, ale trzylatki powinny już być zachwycone :) Starszaki również :)
Usuń